Czasami nasze życie wydaje się idealne... Racja wydaje, ponieważ nigdy nie będzie idealne

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 11

Gdy dziewczyny już wyszły z mojego domu, było chyba po jedenastej. Więc od razu wzięłam pidżamę i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Cały czas myślałam o tym jak to będzie na tej imprezie. Ja i Justin będziemy tańczyć blisko siebie. On będzie mi szeptał czułe słówka do ucha. Raz się pocałujemy i wrócimy do domu.
Tak na pewno nie będzie, nie pozwolę na to... Chce ten wieczór zapamiętać do końca życia.
Przez całą noc nie umiałam zasnąć. Wciąż wymyślałam jakieś nowe wersje co mogę zrobić, co on może zrobić, czy ktoś inny może nam przerwać.
Dopiero gdzieś o koło trzeciej w nocy zasnęłam. Cztery godziny snu, jutro będzie bardzo męczący dzień.

***

- Nie mogę się już doczekać! - Pisnęłam radośnie Lily.
Siedziałyśmy w stołówce podczas przerwy obiadowej. Już tylko 3 lekcje, a potem do domu i szykujemy się do Pandemonium. Tylko niepokoiła mnie jedna rzecz, że nie widziałam dzisiaj Justin'a w szkole. Wypytałam o niego chyba wszystkie znane mi osoby w szkole, ale nikt nie wie czemu go nie ma.
- No ja też. - Uśmiechnęła się Laura.
- Pewnie wyrwiemy jakieś mega ciacha.
- No my dwie na pewno. A Bridget już ma jednego boskiego chłopaka, i to nie tylko na imprezę. - Laura szturchnęła mnie lekko łokciem i uśmiechnęła się znacząco.
- Co masz na myśli. - Popatrzyłam na nią i uniosłam jedną brew udając, że nie wiem o czym ona mówi.
- Chodzi mi o to, że Justin będzie twój nie tylko przez jedną noc, ale przez kolejne następne.
- Tylko wiesz, nie daj z siebie wszystkiego pierwszej nocy, tylko zostaw sobie kilka asów w rękawie, żeby kolejne noce były jeszcze ciekawsze. - Lily powiedziała to takim spokojnym głosem jakby było to coś oczywistego. A mnie opadła szczęka.
- Boże z kim ja się zadaję. - Potrząsnęłam głową i oparłam ją o stolik przy którym siedziałyśmy.
- No co? Myślałam, że jak nam wczoraj mówiłaś, że chcesz zapamiętać tę noc do końca życia, to masz zamiar stracić dziewictwo. Bo taki chłopak jak Justin to zdarza się jeden na milion.
- Czy wy zawsze myślicie tylko o jednym? - Podniosłam głowę i spojrzałam raz na jedną moją przyjaciółkę, raz na drugą. Przez to, że są ona tak bardzo nie normalne i pozytywnie jebnięte uwielbiam spędzać z nimi czas.
- Tak to już jest, gdy ma się 17 lat.

***
- Mamo! Chodź tutaj!
Stałam na środku pokoju, wokół mnie były całe stosy ubrań, a ja nie wiedziałam co na siebie włożyć.
- Co się stało? Ktoś się włamał?
Moja mama wbiegła pędem do mojego pokoju i gdy tylko zobaczyła moje ubrania na ziemi już wiedziała o co mi chodzi.
- Oj kochanie. Tobie to trzeba by podpisać każdą półkę na co są dane ubrania. Te do szkoły, te jak gdzieś wychodzisz, te na imprezy, a te na święta. - Mama zaczęła zbierać i przeglądać ubrania, a ja dalej stałam w tym samym miejscu.
- A ta sukienka? Przecież niedawno ją kupiłaś, specjalnie na imprezę. - Trzymała w ręce tą czarną mini, którą kupiłam kilka dni temu.
- Nie bo w niej Justin mnie już widział. To musi być coś co powali go z nóg. Coś nieziemskiego, coś w czym będę wyglądać sexy.
Moja mama się zaśmiała i gestem dłoni pokazała, żebym poszła za nią. Weszłyśmy na strych. Zawszę jak byłam mała to, to było moje ulubione miejsce zabaw, do czasu gdy obejrzałam z rodzicami mój pierwszy horror w wieku 8 lat. Nigdy więcej nie weszłam na strych.
Mama podeszła do ogromnej skrzyni i otworzyła ją. Kupka kurzu uniosła się w powietrzu, i wciągnęłam ją nosem, zaczęłam kaszleć i się krztusić. Lecz gdy zobaczyłam to co mama wyciągła ze skrzyni to nawet kaszel ustał, a mnie brakło powietrza. To będzie idealne.

***
Z takimi ciuchami to mogę iść nawet na koniec świata. Moja mama dała mi czarne skórzane spodnie, trochę wyglądające jak nogi robota, coś podobnego do marynarki pomieszanej ze skórzaną kurką, białą bluzkę z odkrytym brzuchem, a do tego buty na obcasie i platformie, całe czarne z futerkiem u góry i srebrną bransoletkę, z kolczykami do kompletu, szary kapelusz jak od Michael'a Jackson'a i srebrną torebkę. Nie mam pojęcia skąd moja mama ma te ubrania, ale jeśli ma ich więcej to nie muszę tego wiedzieć. Jestem umówiona z dziewczynami, że przyjadą po mnie o 21.30, więc mam jeszcze 20 minut na zrobienie makijażu. Po prostu zrobię sobie kreski eyeliner'em, wytuszuję rzęsy i pomaluję usta na czerwono.
10 minut i gotowe.
Zeszłam na dół do salonu, w którym siedziała moja mama i czekałam na jej reakcję.
- Wyglądasz... Pięknie. Moja kochana córeczka. Masz urodę po mamusi.
- Mamo. Nie jestem już dzieckiem. - Pisnęłam lekko. Nienawidzę jak moja mama tak mówi.
- Przepraszam, zawsze zapominam, że jesteś już dorosła. - Moja mama się uśmiechnęłam i podeszła do mnie mnie przytulić. - Masz się dobrze bawić. Smutnej nie wpuszczę cię do domu.
W tym samym czasie usłyszałam jak jakieś auto podjeżdża pod nasz dom.
- O już są. Pa mamo, kocham cię.

***

Pandemonium, najlepszy klub w całym Nowym Jorku. Wszyscy chcą tu przyjść, ale tylko nieliczni są wpuszczani. Na szczęście my mamy znajomości. Po co stać w kolejce, wystarczy, że podejdziesz do ochroniarza powiesz, że nazywasz się Laura Clark to od razu cię wpuszczą. No tak, tylko mały problem, to taki, że musisz być Laurą. Ponieważ ją w tym mieście zna każdy, a to dlatego, że jej tata jest jednym z największych biznesmenów w Ameryce. I każdy chcę się z nią przyjaźnić, ja Laurę znam odkąd skończyłyśmy 7 lat, tak samo jak Lily, więc nikt mi nie może wmówić, że zadaję się z nią tylko dlatego, że jest bogata. Bo większość siedmioletnich dziewczynek, nie obchodzi, czy twoja koleżanka jest bogata, czy nie.
- No to zaczynamy imprezę. - Lily uśmiechnęła się szyderco, uniosła głowę i ruszyła na główny parkiet.
Nie mam pojęcia, gdzie jest Justin, i czy w ogóle tutaj jest, ale sam ten nastrój panujący w środku sprawia, że jeśli nie przyjdzie i tak będzie to najlepsza noc w moim życiu. Wszystkie trzy zaczęłyśmy tańczyć na środku parkietu i jakiś chłopak się do nas dołączył, a potem jeszcze jeden i następny. Tak, że każda z nas miała partnera do tańca, tylko, że tutaj ten taniec, ani trochę nie jest cenzuralny.
Zanim się obejrzałam, to wypiłam już chyba ze trzy drinki, tańczyłam już chyba z połową chłopaków na imprezie. A Justin'a dalej nie ma. Już zaczynałam myśleć, że nie przyjdzie, a dziewczyny cały czas powtarzały, że po prostu się spóźnia, no bo nie umówiliśmy się na dokładną godzinę. Ale jakoś nie przekonywały mnie.
Nagle DJ wyłączył muzykę i mężczyzna stanął na małej scenie i ogłosił, że ma niespodziankę dla wszystkich dzisiejszych imprezowiczów, kilka osób buczało, że ma zejść ze sceny i mają już włączyć muzykę, ale on mówił dalej. Powiedział coś, że wystąpi jakaś przyszła gwiazda, pomyślałam sobie o jakieś dziewczynie wyglądającej jak lalka barbie z toną tapety na twarzy. Ale na scenę wszedł chłopak, miał na głowie kaptur i gitarę w ręce. Usiadł na stołku, poprawił gitarę i ściągnął kaptur.
- Ta piosenka będzie, dla pewnej wyjątkowej osoby, która jest wśród was. -
Powiedział do mikrofonu. A ja przepchałam się do samej sceny. Musiałam zobaczyć go z bliska. Ponieważ nie wierzyłam własnym oczom.
Na scenie siedział Justin, ten sam, który uratował mnie przed Scooter'em, który zabrał mnie na plaże, ten sam który mnie pocałował.


6 komentarzy: