Czasami nasze życie wydaje się idealne... Racja wydaje, ponieważ nigdy nie będzie idealne

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 19


*dwa tygodnie później*

- Wszystko spakowałaś? - Zapytała mama, pomagając mi dopiąć walizkę.
Jedziemy tylko na tydzień, a ja zapakowałam tyle ubrań, że już się ledwo mieszczą. Nigdy nie wiadomo co na siebie włożę.
Umówiłam się z Justin'em, żeby przyjechał po mnie o 15.00, więc mam jeszcze trochę czasu. Posprawdzałam czy spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Ubrałam się w nowo kupione ubrania i starannie umalowałam. Chcę przywitać Paryż w wielkim stylu.
Przez te dwa tygodnie prawie codziennie byłyśmy z mamą w sklepie. Szukałyśmy nowych butów, sukienek, spodni, spódnic, bluzek i najlepszych kosmetyków.
Nie żebym robiła się na jakiś plastik, ale odrobina makijażu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i zeszłam na dół do salonu, w którym siedział już Justin.
- No nareszcie! - Krzyknął na mój widok. - Za chwilę spóźnimy się na samolot.
Zaśmiałam się, ponieważ jest dopiero 15.10, a samolot odlatuje o 15.50. A do lotniska mamy 15 minut drogi.
- Dobrze już spokojnie. - Podniosłam ręce w obronnym geście i wzięłam walizkę idąc w kierunku drzwi. Justin podszedł do mnie i zabrał mi mój bagaż. Potrząsnęłam głową i zaśmiałam się cicho – Faceci i ich mania pomagania dziewczyną.
Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do auta. Justin już na mnie czekał siedząc na miejscu kierowcy.
Już nie mogę się doczekać za około 6 godzin będę wysiadać na lotnisku w Paryżu.
To jest pierwszy mój wyjazd z USA. Zawsze na wakacje jeździłyśmy gdzieś blisko, najdalej to pojechaliśmy do Kalifornii, żeby odwiedzić starą przyjaciółkę mamy z czasów szkoły.
A teraz Paryż. W naszej szkole francuski jest tak samo ważnym językiem jak angielski, więc z dogadaniem się nie będzie problemu, ale nie wiem co z Justin'em. Ponieważ on dopiero od niedawna jest w naszej obecnej szkole, ale sprawdzimy to już na miejscu.
Na lotnisku nie musieliśmy długo czekać aż wpuszczą nas na pokład samolotu, a już po kilku minutach ruszyliśmy z pasa startowego.
Latałam samolotem od dziecka i nie jest to dla mnie coś nadzwyczajnego, ale za każdym razem gdy wyjrzę przez okno moje ciało i umysł popada w zachwyt.
Nie wiem kiedy usnęłam oparta o ramię Justin'a. A mój chłopak był tak wzruszony moją postawą, że postanowił zrobić nam zdjęcie. Tak cudownie wyszło. Justin jak zawsze bosko, a ja jak dziecko z przedszkola z kciukiem w buzi. Gdy po moim przebudzeniu Justin pokazał mi to zdjęcie postanowiłam już więcej nie usypiać, albo zabrać mu telefon.
Lot trwał nawet krócej niż powinien, dlatego w Paryżu byliśmy prawie o godzinę wcześniej. Na parkingu przed lotniskiem, czekał na nas czerwony kabriolet wypożyczony przez Justin'a na czas naszego pobytu.
Stwierdzam, że jeśli wszystko będzie w przybliżonym stopniu do tego auta, to ja już nigdy nie chcę stąd wyjechać.
Zapakowaliśmy nasze walizki do bagażnika i wskoczyliśmy do samochodu. Justin powiedział, że ma dla mnie jeszcze niespodziankę i zakrył mi oczy chustką. Nie wiem ile jechaliśmy, ale gdy chyba byliśmy na miejscu Justin zatrzymał się, obszedł kabriolet dookoła i stanął przy moich drzwiach. Ostrożnie pomógł mi wyjść i poprowadził w jakimś kierunku. Naprawdę trudno jest określać takie rzeczy gdy się niczego nie widzi.
- Zatrzymaj się i powiedz co słyszysz i czujesz. - Szepnął mi do ucha i trochę się odsunął.
Próbowałam wczuć się w otoczenie. Słyszałam tylko ciszę, którą czasami przerywał śpiew ptaków. Czułam się spokojna, rozluźniona a przede wszystkim bezpieczna.
Wyciągnęłam rękę i złapałam Justin'a za dłoń, wtedy on wolną ręką ściągnął mi chustę z oczu.
Staliśmy na jakimś wzniesieniu, a przed nami rozciągała się panorama miasta. Niebo było ciemne prawie czarne, a milion świateł połyskiwało w dole. Zauważyłam wieżę Eiffel, katedrę Notre-Dame i Łuk Triumfalny.

Jeśli każdy dzień spędzony tutaj będzie tak samo piękny jak ta noc, to zapamiętam ten tydzień do końca swojego życia.

************************************************************************
Witam po długiej przerwie. Trochę długo mnie nie było, ale już jestem. Chciałam też was poinformować, że zaczynam pisać drugiego bloga, ale nie zaniedbam tego. Rozdziały dalej będą dodawane. A tu macie link - Blog <3

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 18

Zrobiło mi się jednocześnie gorąco i zimną. Czy Justin'owi chodzi o to, o czym właśnie myślę. Już chciałam się zapytać co to za prezent, ale podszedł do nas Jace. Justin odsunął się ode mnie pozwalając chłopakowi mnie przytulić i złożyć życzenia. Jace wręczył mi do ręki małe pudełeczko, po czym uśmiechnął się i odszedł. Za nim kolejne osoby podchodziły do mnie i składały mi życzenia, jednocześnie dając mi prezenty. Było ich już tyle, że nie mieściły mi się one w dłoniach i musiałam zacząć układać je na najbliższym stoliku.
I tak minęło 15 minut odkąd weszłam do domu mojego chłopaka. Gdy już każdy z obecnych gości przywitała się ze mną (połowy osób, albo nie znałam, albo kojarzyłam tylko z widzenia ze szkoły), podeszły do mnie Lily i Laura z chytrymi uśmieszkami na twarzy. Wiedziałam, że to ubieranie sukienek w łazience musiało mieć jakiś powód.
- Jak się podoba?
- Jak zawsze jest bosko. Wy musicie chyba otworzyć własną firmę urządzającą przyjęcia. - Uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam na środek salonu Justin'a, który teraz służył za parkiet.
Zaczęłam tańczyć, moje przyjaciółki już po chwili były obok mnie. Potem dołączały kolejne osoby i kolejne i kolejne. Wszyscy tańczyli, śmiali się i śpiewały razem z wokalistą z obecnie lecącej piosenki. Ja również zaczęłam śpiewać, chociaż rzadko to robię, ale dzisiaj jest najważniejszy dzień w moim życiu, więc czasem trzeba robić coś czego się boimy.
No właśnie trzeba to robić.
Przestałam tańczyć i podeszłam do DJ'a prosząc go, żeby na chwilę wyłączył muzykę. Gdy to zrobił spojrzenia wszystkich osób były skierowane w moją stronę. Trochę mnie to przeraziło, ale już po chwili wróciła moja pewność siebie. Podeszłam do fortepianu, które było ustawione w rogu salonu, tuż obok kominka. Usadowiłam się wygodnie na fotelu, oprałam palce lekko na klawiszach i zaczęłam grać melodie tak dobrze mi znaną, a nigdy przez nikogo nie słyszaną. Lubie pisać piosenki sama dla siebie. Układam je a potem chowam w swojej pamięci. To mnie odpręża. Mam piosenki na każdy mój humor, pisałam gdy byłam zła, szczęśliwa, zakochana.
Tą piosenkę zaczęłam pisać po wypadku Jace'a, ale skończyłam ją niedawno. Skończyłam ją, gdy poznałam Justin'a.
Śpiewałam nie zwracając uwagi na wszystkie osoby dookoła mnie, byłam tylko ja i moja muzyka.
Gdy skończyłam i rozejrzałam się po gościach, wszyscy stali w milczeniu mierząc mnie wzrokiem. Wciągnęłam powietrze i już chciałam uciekać, bo myślałam, że nikomu się nie spodobało, gdy nagle wszyscy zaczęli klaskać i wołać „bis”. Otworzyłam usta ze zdumienia. Justin stał z tyłu i się uśmiechał, po prostu uśmiechał. Ale ten uśmiech dał mi więcej satysfakcji niż wszystkie oklaski razem wzięte.

ღღღ
- Dzięki, że przyszliście.
Stałam z Justin'em przy drzwiach wejściowych i żegnaliśmy po kolei wszystkich wychodzących gości.
To było najwspanialsze przyjęcie urodzinowe jakie mogłam sobie wyobrazić. Było dopiero po północy, ale już wszyscy wychodzą ponieważ Justin chce dać mi mój prezent. Nie wiem jak mam się zachowywać, jeśli to to o czym myślę, to... Nawet nie wiem jak mam to ubrać w słowa. O boże.
- A ty nie idziesz. - Zapytała Laura, gdy już jako ostatnia opuszczała dom Justin'a.
Ja tylko uśmiechnęłam się do niej porozumiewawczo, a ona odwzajemniła mój uśmiech i wyszła.
- To co teraz robimy? - Zapytałam odwracając się w stronę chłopaka stojącego obok mnie. Justin uśmiechnął się szyderczo, bez słowa wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów prowadzących na 1 piętro. Wbiegliśmy do jego pokoju, a on zamknął za nami drzwi. Podszedł do mnie i przycisnął swoje usta do moich. Mogłabym całować go 24h na dobę. To jest jak narkotyk. Powoli się cofałam idąc w stronę łóżka Justin'a. Chłopak popchnął mnie gdy znajdowałam się już na tyle blisko by bezpiecznie na nie upaść. Justin całował z coraz większym pożądaniem. Jednym zwinnym ruchem ściągnął swoją koszulkę i rzucił ją w jakiś odległy kąt pokoju. Jeździł rękami po moim ciele, co wywołało dreszcze na mojej skórze. Uśmiechnęłam się między pocałunkami do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Powoli zaczął podnosić moją sukienkę w górę, najpierw odsłaniając moje nogi, potem brzuch a na końcu ściągnął mi ją przez głowę. Przez chwilę mierzył moje ciało wzrokiem po czym z powrotem przyległ do moich ust. Chciałam rozpiąć mu rozporek, ale złapał moje dłonie i szepnął mi do ucha.
- Najpierw musimy coś znaleźć. Ty zajrzyj do tej szafki po prawej, a ja zobaczę w lewej.
Posłusznie podniosłam się na łokciach i pochyliła do jego szafki nocnej, zapaliłam lampkę i odsunęłam pierwszą szufladę. Leżała w niej tylko zwykła, mała koperta z moim imieniem napisanym na środku. Wyciągnęłam ją z szuflady i otworzyłam. Na widok tego co zobaczyłam w środku, zaniemówiłam. Odwróciłam się w stronę Justin'a i rzuciłam się mu na szyje. Jego prezentem dla mnie nie był sex, ale coś piękniejszego, (chociaż sex z Justin'em brzmi całkiem dobrze). W kopercie znalazłam 2 bilety lotnicze... Do Paryża. Zawsze chciałam pojechać do Paryża, do miasta miłości. A jeszcze bardziej chciałam jechać tam z osobą, która obecnie leży pode mną... Z osobą, którą kocham ponad życie.

********************************************************************
No i proszę! Tak wiem, że długo trzymałam was w niepewności. Przepraszam, ale miałam 4 sprawdziany i kartkówkę w tym tygodniu. Ale już jest.

P.s. Jakby ktoś narzekał, że nie opisałam ich sex'u to tutaj jeszcze tego nie zrobili do końca. Tak więc bez pretensji proszę <3