Czasami nasze życie wydaje się idealne... Racja wydaje, ponieważ nigdy nie będzie idealne

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 19


*dwa tygodnie później*

- Wszystko spakowałaś? - Zapytała mama, pomagając mi dopiąć walizkę.
Jedziemy tylko na tydzień, a ja zapakowałam tyle ubrań, że już się ledwo mieszczą. Nigdy nie wiadomo co na siebie włożę.
Umówiłam się z Justin'em, żeby przyjechał po mnie o 15.00, więc mam jeszcze trochę czasu. Posprawdzałam czy spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Ubrałam się w nowo kupione ubrania i starannie umalowałam. Chcę przywitać Paryż w wielkim stylu.
Przez te dwa tygodnie prawie codziennie byłyśmy z mamą w sklepie. Szukałyśmy nowych butów, sukienek, spodni, spódnic, bluzek i najlepszych kosmetyków.
Nie żebym robiła się na jakiś plastik, ale odrobina makijażu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i zeszłam na dół do salonu, w którym siedział już Justin.
- No nareszcie! - Krzyknął na mój widok. - Za chwilę spóźnimy się na samolot.
Zaśmiałam się, ponieważ jest dopiero 15.10, a samolot odlatuje o 15.50. A do lotniska mamy 15 minut drogi.
- Dobrze już spokojnie. - Podniosłam ręce w obronnym geście i wzięłam walizkę idąc w kierunku drzwi. Justin podszedł do mnie i zabrał mi mój bagaż. Potrząsnęłam głową i zaśmiałam się cicho – Faceci i ich mania pomagania dziewczyną.
Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do auta. Justin już na mnie czekał siedząc na miejscu kierowcy.
Już nie mogę się doczekać za około 6 godzin będę wysiadać na lotnisku w Paryżu.
To jest pierwszy mój wyjazd z USA. Zawsze na wakacje jeździłyśmy gdzieś blisko, najdalej to pojechaliśmy do Kalifornii, żeby odwiedzić starą przyjaciółkę mamy z czasów szkoły.
A teraz Paryż. W naszej szkole francuski jest tak samo ważnym językiem jak angielski, więc z dogadaniem się nie będzie problemu, ale nie wiem co z Justin'em. Ponieważ on dopiero od niedawna jest w naszej obecnej szkole, ale sprawdzimy to już na miejscu.
Na lotnisku nie musieliśmy długo czekać aż wpuszczą nas na pokład samolotu, a już po kilku minutach ruszyliśmy z pasa startowego.
Latałam samolotem od dziecka i nie jest to dla mnie coś nadzwyczajnego, ale za każdym razem gdy wyjrzę przez okno moje ciało i umysł popada w zachwyt.
Nie wiem kiedy usnęłam oparta o ramię Justin'a. A mój chłopak był tak wzruszony moją postawą, że postanowił zrobić nam zdjęcie. Tak cudownie wyszło. Justin jak zawsze bosko, a ja jak dziecko z przedszkola z kciukiem w buzi. Gdy po moim przebudzeniu Justin pokazał mi to zdjęcie postanowiłam już więcej nie usypiać, albo zabrać mu telefon.
Lot trwał nawet krócej niż powinien, dlatego w Paryżu byliśmy prawie o godzinę wcześniej. Na parkingu przed lotniskiem, czekał na nas czerwony kabriolet wypożyczony przez Justin'a na czas naszego pobytu.
Stwierdzam, że jeśli wszystko będzie w przybliżonym stopniu do tego auta, to ja już nigdy nie chcę stąd wyjechać.
Zapakowaliśmy nasze walizki do bagażnika i wskoczyliśmy do samochodu. Justin powiedział, że ma dla mnie jeszcze niespodziankę i zakrył mi oczy chustką. Nie wiem ile jechaliśmy, ale gdy chyba byliśmy na miejscu Justin zatrzymał się, obszedł kabriolet dookoła i stanął przy moich drzwiach. Ostrożnie pomógł mi wyjść i poprowadził w jakimś kierunku. Naprawdę trudno jest określać takie rzeczy gdy się niczego nie widzi.
- Zatrzymaj się i powiedz co słyszysz i czujesz. - Szepnął mi do ucha i trochę się odsunął.
Próbowałam wczuć się w otoczenie. Słyszałam tylko ciszę, którą czasami przerywał śpiew ptaków. Czułam się spokojna, rozluźniona a przede wszystkim bezpieczna.
Wyciągnęłam rękę i złapałam Justin'a za dłoń, wtedy on wolną ręką ściągnął mi chustę z oczu.
Staliśmy na jakimś wzniesieniu, a przed nami rozciągała się panorama miasta. Niebo było ciemne prawie czarne, a milion świateł połyskiwało w dole. Zauważyłam wieżę Eiffel, katedrę Notre-Dame i Łuk Triumfalny.

Jeśli każdy dzień spędzony tutaj będzie tak samo piękny jak ta noc, to zapamiętam ten tydzień do końca swojego życia.

************************************************************************
Witam po długiej przerwie. Trochę długo mnie nie było, ale już jestem. Chciałam też was poinformować, że zaczynam pisać drugiego bloga, ale nie zaniedbam tego. Rozdziały dalej będą dodawane. A tu macie link - Blog <3

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 18

Zrobiło mi się jednocześnie gorąco i zimną. Czy Justin'owi chodzi o to, o czym właśnie myślę. Już chciałam się zapytać co to za prezent, ale podszedł do nas Jace. Justin odsunął się ode mnie pozwalając chłopakowi mnie przytulić i złożyć życzenia. Jace wręczył mi do ręki małe pudełeczko, po czym uśmiechnął się i odszedł. Za nim kolejne osoby podchodziły do mnie i składały mi życzenia, jednocześnie dając mi prezenty. Było ich już tyle, że nie mieściły mi się one w dłoniach i musiałam zacząć układać je na najbliższym stoliku.
I tak minęło 15 minut odkąd weszłam do domu mojego chłopaka. Gdy już każdy z obecnych gości przywitała się ze mną (połowy osób, albo nie znałam, albo kojarzyłam tylko z widzenia ze szkoły), podeszły do mnie Lily i Laura z chytrymi uśmieszkami na twarzy. Wiedziałam, że to ubieranie sukienek w łazience musiało mieć jakiś powód.
- Jak się podoba?
- Jak zawsze jest bosko. Wy musicie chyba otworzyć własną firmę urządzającą przyjęcia. - Uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam na środek salonu Justin'a, który teraz służył za parkiet.
Zaczęłam tańczyć, moje przyjaciółki już po chwili były obok mnie. Potem dołączały kolejne osoby i kolejne i kolejne. Wszyscy tańczyli, śmiali się i śpiewały razem z wokalistą z obecnie lecącej piosenki. Ja również zaczęłam śpiewać, chociaż rzadko to robię, ale dzisiaj jest najważniejszy dzień w moim życiu, więc czasem trzeba robić coś czego się boimy.
No właśnie trzeba to robić.
Przestałam tańczyć i podeszłam do DJ'a prosząc go, żeby na chwilę wyłączył muzykę. Gdy to zrobił spojrzenia wszystkich osób były skierowane w moją stronę. Trochę mnie to przeraziło, ale już po chwili wróciła moja pewność siebie. Podeszłam do fortepianu, które było ustawione w rogu salonu, tuż obok kominka. Usadowiłam się wygodnie na fotelu, oprałam palce lekko na klawiszach i zaczęłam grać melodie tak dobrze mi znaną, a nigdy przez nikogo nie słyszaną. Lubie pisać piosenki sama dla siebie. Układam je a potem chowam w swojej pamięci. To mnie odpręża. Mam piosenki na każdy mój humor, pisałam gdy byłam zła, szczęśliwa, zakochana.
Tą piosenkę zaczęłam pisać po wypadku Jace'a, ale skończyłam ją niedawno. Skończyłam ją, gdy poznałam Justin'a.
Śpiewałam nie zwracając uwagi na wszystkie osoby dookoła mnie, byłam tylko ja i moja muzyka.
Gdy skończyłam i rozejrzałam się po gościach, wszyscy stali w milczeniu mierząc mnie wzrokiem. Wciągnęłam powietrze i już chciałam uciekać, bo myślałam, że nikomu się nie spodobało, gdy nagle wszyscy zaczęli klaskać i wołać „bis”. Otworzyłam usta ze zdumienia. Justin stał z tyłu i się uśmiechał, po prostu uśmiechał. Ale ten uśmiech dał mi więcej satysfakcji niż wszystkie oklaski razem wzięte.

ღღღ
- Dzięki, że przyszliście.
Stałam z Justin'em przy drzwiach wejściowych i żegnaliśmy po kolei wszystkich wychodzących gości.
To było najwspanialsze przyjęcie urodzinowe jakie mogłam sobie wyobrazić. Było dopiero po północy, ale już wszyscy wychodzą ponieważ Justin chce dać mi mój prezent. Nie wiem jak mam się zachowywać, jeśli to to o czym myślę, to... Nawet nie wiem jak mam to ubrać w słowa. O boże.
- A ty nie idziesz. - Zapytała Laura, gdy już jako ostatnia opuszczała dom Justin'a.
Ja tylko uśmiechnęłam się do niej porozumiewawczo, a ona odwzajemniła mój uśmiech i wyszła.
- To co teraz robimy? - Zapytałam odwracając się w stronę chłopaka stojącego obok mnie. Justin uśmiechnął się szyderczo, bez słowa wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów prowadzących na 1 piętro. Wbiegliśmy do jego pokoju, a on zamknął za nami drzwi. Podszedł do mnie i przycisnął swoje usta do moich. Mogłabym całować go 24h na dobę. To jest jak narkotyk. Powoli się cofałam idąc w stronę łóżka Justin'a. Chłopak popchnął mnie gdy znajdowałam się już na tyle blisko by bezpiecznie na nie upaść. Justin całował z coraz większym pożądaniem. Jednym zwinnym ruchem ściągnął swoją koszulkę i rzucił ją w jakiś odległy kąt pokoju. Jeździł rękami po moim ciele, co wywołało dreszcze na mojej skórze. Uśmiechnęłam się między pocałunkami do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Powoli zaczął podnosić moją sukienkę w górę, najpierw odsłaniając moje nogi, potem brzuch a na końcu ściągnął mi ją przez głowę. Przez chwilę mierzył moje ciało wzrokiem po czym z powrotem przyległ do moich ust. Chciałam rozpiąć mu rozporek, ale złapał moje dłonie i szepnął mi do ucha.
- Najpierw musimy coś znaleźć. Ty zajrzyj do tej szafki po prawej, a ja zobaczę w lewej.
Posłusznie podniosłam się na łokciach i pochyliła do jego szafki nocnej, zapaliłam lampkę i odsunęłam pierwszą szufladę. Leżała w niej tylko zwykła, mała koperta z moim imieniem napisanym na środku. Wyciągnęłam ją z szuflady i otworzyłam. Na widok tego co zobaczyłam w środku, zaniemówiłam. Odwróciłam się w stronę Justin'a i rzuciłam się mu na szyje. Jego prezentem dla mnie nie był sex, ale coś piękniejszego, (chociaż sex z Justin'em brzmi całkiem dobrze). W kopercie znalazłam 2 bilety lotnicze... Do Paryża. Zawsze chciałam pojechać do Paryża, do miasta miłości. A jeszcze bardziej chciałam jechać tam z osobą, która obecnie leży pode mną... Z osobą, którą kocham ponad życie.

********************************************************************
No i proszę! Tak wiem, że długo trzymałam was w niepewności. Przepraszam, ale miałam 4 sprawdziany i kartkówkę w tym tygodniu. Ale już jest.

P.s. Jakby ktoś narzekał, że nie opisałam ich sex'u to tutaj jeszcze tego nie zrobili do końca. Tak więc bez pretensji proszę <3

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 17

*Następnego dnia*
Umówiłam się z Laurą, Lily, Jace'em i Justin'em w kawiarni w pobliżu naszej szkoły. Jest już 7.30 a ja dalej siedzę i czekam, aż której z moich przyjaciół raczy przyjść.
- Hej Bridget.
No nareszcie! Laura i Lily podeszły do mojego stolika i usiadły na miejscach z okropnym szuraniem krzeseł.
- Po co kazałaś nam przyjść tu przed szkołą? - Zapytała Lily, gdy już się usadowiła i ściągnęła swoją apaszkę. Ona ma bzika na punkcie tych wszystkich szali, apaszek, chust. Zawsze ma jakąś na sobie, nie ważne czy jest ciepło, czy zimno.
- No więc... - Nie mam pojęcia jak mam im to powiedzieć. „No bo spotkałam wczoraj Jace'a”. Uznają, że jestem chora psychicznie. - Jace tak naprawdę nie umarł, a tylko kazał swoim rodzicom mi powiedzieć, że tak jest. Przez cały ten czas był w szpitalu i po prostu nie chciał, żebym widziała go w takim stanie jakim był.
Gdy skończyłam mówić spojrzałam na dziewczyny, a ich miny mówiły same za siebie.
- Bridget dobrze się czujesz? - Laura przysunęła się bliżej mnie i dotknęła mojego czoła. - Ludzie ona ma gorączkę.
- Hahahaha! Bardzo śmieszne. - Powiedziałam sarkastycznie i odepchnęłam jej rękę.
Czemu one nie mogą mi tak po prostu uwierzyć.
- Jak mi nie wierzycie to nie, ale on za chwilę tutaj przyjdzie.
Teraz dziewczyny patrzyły na mnie jakbym miała jedno oko albo cztery ręce.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i spojrzałam w tamtym kierunku. Zauważyłam Justin'a, a za nim Jace'a. O wilku mowa.
Laura i Lily podążyły za moim wzrokiem i otworzyły ze zdumienia usta. Patrzyły to na mnie to na chłopaków zmierzających do naszego stolika.
- Hej dziewczyny. - Jace stanął przed nami i rozpostarł ramiona. Lily i Laura po prostu się na niego rzuciły. Ja i Justin zaczęliśmy się śmiać, potem dołączył do nas Jace.
- A ja to co. - Justin zrobił smutną minkę, a ja dałam mu całusa w usta. - Teraz mi lepiej.

Siedzieliśmy w kawiarni przez kolejne 20 minut, gadając o tym co Jace'a ominęło przez te 4 lata. Dziewczyny z sądziły, że nie zmienił się ani trochę. A ja już nie czułam się dziwnie w towarzystwie Justin'a i Jace'a naraz.
Ale dalej bolało mnie to, że nie jestem już z Jacem. Był on moim pierwszym i prawdziwym chłopakiem. Mimo, że byliśmy jeszcze tylko dziećmi, ale były to najlepsze chwilę w moim życiu. Każde wspomnienie z nim związane jest piękne, magiczne. Przy nim czułam się jak księżniczka, a on był moim księciem.
Tylko, że teraz księciem jest Justin. Szalenie przystojnym, bardo inteligentnym i obrzydliwie seksownym księciem.

ღღღ

Gdy przekroczyliśmy drzwi wejściowe naszej szkoły spojrzenia wszystkich uczniów były skierowane w naszą stronę. Nawet Kate popatrzyła na mnie, Laurę i Lily z zazdrością. Cóż ona nigdy nie będzie w towarzystwie dwóch tak przystojnych chłopaków naraz. Może będzie, ale tylko przez jeden dzień, bo oni dostaną to co chcą i pójdą sobie szukać kolejnej laski, którą mogą przelecieć.

Wzięliśmy z naszych szafek książki potrzebne nam na 3 pierwsze lekcje i ruszyliśmy do klasy. Ja, Lily, Laura i Justin jesteśmy w tym samym wieku i większość lekcji mamy razem, ale Jace jest od nas o rok starszy i ma lekcję, gdzie indziej. Chcieliśmy go odprowadzić do klasy, ale powiedział, że jeszcze pamięta jak jest zbudowana nasza szkoła.

Przez cały tydzień Jace był głównym źródłem plotek i westchnień w całej szkole. Co chwilę jakaś dziewczyna kleiła się do niego, ale on spławiał je jedną po drugiej.
Kiedyś byłam tylko ja, Laura i Lily. A teraz mamy towarzystwo w postaci dwóch boskich chłopaków. Z czego jeden należy do mnie.

*piątek*

- Dziewczyny co powiedziecie na małe zakupy na urodziny Bridget? - Zapytała Laura, gdy wychodziłyśmy ze szkoły po skończonych lekcjach.
Dzisiaj nareszcie kończę osiemnaście lat. Już jestem pełno letnia wobec prawa.
Rano dostałam od mamy śliczny srebrny naszyjnik. Wiem, że jest oryginalny ze srebra, gdyż mam uczulenie na te wszystkie podróby. Gdy założę na szyję takie byle co, po chwili robi mi się ona cała czerwona.
- Mi tam pasuje. - Lily klasnęła w dłonie i popchnęła mnie szybciej w stronę swojego samochodu.
Po około 10 minutach byłyśmy już na parkingu pod galerią. Kocham chodzić na zakupy. Zapewne jak większość dziewczyn w moim wieku.
Poszłyśmy z dziewczynami do naszego ulubionego sklepu. Oglądałyśmy wszystkie ubrania z najnowszej kolekcji. Ja wybrałam 2 bluzki, czarne rurki i sukienkę, spódnicę miała kremową z delikatnego materiału, a górę czarną z wyciętym sercem na plecach. Była jednocześnie urocza i seksowna. Tak jak lubię. Laura wzięła czerwone rurki w czarną kratkę i czarną sukienkę z dłuższym tyłem. A Lily jasnoróżową spódnicę, biały sweterek sięgający jej powyżej pępka i błękitną sukienkę do kostek.
Spędziłyśmy w przymierzalni chyba dobre półgodziny. Ubierałyśmy wszystko co wpadło nam do rąk, robiłyśmy zdjęcia i śmiałyśmy się jak nienormalne.

Poszłyśmy do następnego sklepu po jakieś nowe buty pasujące nam do sukienek. I tak spędziłyśmy kolejną godzinę.
- Dziewczyny... co wy na to, żeby ubrać nasze sukienki teraz?
Zapytała Lily, gdy już nasze zakupy były gotowe.
- To świetny pomysł. - Ucieszyła się Laura i ruszyła do najbliższej łazienki (oczywiście damskiej). Szybko się przebrałyśmy i obejrzałyśmy w lustrze.
- Wyglądamy ślicznie. - Powiedziałam spoglądając na moje przyjaciółki. Nagle zadzwonił mój telefon i wyjęłam go z torby.
- Halo? - Powiedziałam do słuchawki.
- Bridget. To ja Jace. Przyjedź szybko do domu Justin'a. Przesuwaliśmy meble i fotel spadł mu na rękę, chyba jest złamana, ale on nie chce jechać do szpitala. Może ty go namówisz.
- Dobra, już jadę. - Rzuciłam szybko do słuchawki i się rozłączyłam.
Wyszłam z łazienki ciągnąc dziewczyny za mną. Dalej jesteśmy w sukienkach, ale już trudno.
Doszłyśmy do samochodu, a ja kazałam Lily jechać do domu Justin'a.
- Bridget, a powiesz nam w końcu co się stało? - Zapytała Laura, gdy już wyjechałyśmy z parkingu.
Odetchnęłam głęboko i na jednym tchu powiedziałam.
- Justin'owi spadł fotel na rękę i prawdopodobnie jest złamana, a on głup nie chce jechać do szpitala.
Lily spojrzała na mnie w lusterku i przyśpieszyła widząc zgrozę na mojej twarzy. Od wypadku Jace'a mam awers do takich typu rzeczy jak złamanie lub skręcenie czegoś.

Gdy tylko zaparkowałyśmy na podjeździe pod domem Justin'a, szybko pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je z hukiem i weszłam do salonu, w którym było strasznie ciemną. Nic nie widziałam, wszystkie rolety były zaciągnięte. Usłyszałam jakieś szmery i szepty.
- Niespodzianka! - Nagle zapaliło się światło i połowa mojej szkoły stała w salonie Justin'a trzymając w ręce wielki transparent z napisem „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO BRIDGET”. Justin podszedł do mnie, przytulił mnie i szepnął mi do ucha – prezent ode mnie dostaniesz jak wszyscy już wyjdą.

********************************************************************
Jak niektórym osobą obiecałam, że rozdział będzie w poniedziałek, tak oto jest. Jestem z was ogromnie dumna, ponieważ przy ostatnim rozdziale było 11 komentarzy. Jak na razie najwięcej. Jak myślicie jaki prezent Justin ma dla Bridget?


sobota, 26 kwietnia 2014

Ogłoszenie :D

Witam wszystkich... mam do was kilka spraw. Po pierwsze wpadłam na pomysł, że osoby które czytają tego bloga mogłyby się nazywać Bridgers i w komentarzach moglibyście pisać kto jest Bridgers. Co wy na to?
P.s. To zrobienia Bridgers zainspirowała mnie moja kochana siostrunia ;** Jej bloga możecie znaleźć w zakładkach.
Po drugie. Mam dla was niespodziankę. Narysowałam Bridget. Ale nie jako Arianę Grande tylko jako moje wyobrażenie. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;)

Bridget Evans

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 16

Ale to niemożliwe. Stałam tak mierząc go wzrokiem. On stał przede mną, żywy.
- Jak to możliwe? Przecież ty …
- Nie żyłeś. - Dokończył za mnie. - Żyłem i żyje dalej. Ja ci wszystko wytłumaczę tylko mnie posłuchaj.
Usiadłam na fotelu obok mojej mamy i wpatrywałam się w Jace siedzącego przede mną. Cały czas miałam wrażenie, że to sen z którego się zaraz obudzę.
- No słucham. Czekam na wyjaśnienia. - Powiedziałam to tak spokojnym tonem, że aż zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę ja to powiedziałam.
- Bridget ja tak naprawdę nigdy nie umarłem, kazałem rodzicom ci tak powiedzieć tylko dlatego, że nie chciałem, żebyś mnie odwiedzała w tym czasie kiedy byłem w szpitalu. - Jace powiedział to na jednym tchu.
Czy ja dobrze słyszę?
- Nie chciałeś, żebym cię odwiedzała?! - Prawie krzyknęłam.
- Wyglądałem strasznie, miałem złamaną prawą nogę, lewą rękę i przesuniętą szczękę - Gdy to powiedział dotknął blizny na swoim policzku, szła od ust do ucha. - To blizna po operacji, musieli mi ją nastawić.
Na same słowo, operacja, przeszedł mnie dreszcz. Lecz to nie ostudziło mojego gniewu. Wstałam i podeszłam do niego.
- Wolałeś, żebym żyła ze świadomością, że nie żyjesz, żebym się zadręczała tym, że to moja wina. Jesteś strasznym egoistycznym dupkiem, nienawidzę cię.
Jace wstał i chciał mnie przytulić, ale ja odsunęłam się i zaczęłam bić go pięściami w klatkę piersiową. Moje uderzenia dla niego to nic, złapał mnie za nadgarstki i próbował uspokoić.
- Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę. - Krzyczałam w kółko.
Aż w końcu mój gniew przerodził się w smutek, przytuliłam się mocno do Jace i rozpłakałam. Nie było go 4 lata, były to najgorsze lata mojego życia, ale teraz kiedy wiem, że on żyje, że on wcale nie umarł, wszystko wydaje się jakieś lepsze, piękniejsze, wspanialsze. Przez chwilę poczułam się jak w wieku 13 lat. Jace przyszedł do mojego domu z bukietem róż w ręce i zapytał się mnie czy będę jego dziewczyną. Bez chwili zastanowienia rzuciłam mu się na szyje i pocałowałam.
Jace zaśmiał się wtedy i uznał, że oznacza to „tak”.
- Nie płacz. Jestem przy tobie i już nigdy nie opuszczę. - Powiedział Jace, ale już ten w teraźniejszości.
Dalej nie docierało do mnie, że on naprawdę żyje. Bałam się, że w każdej chwili mogę się obudzić i on zniknie. Jeszcze mocniej się do niego przytuliłam upewniają się, że to na pewno prawda.
Nie wiem ile czasu tak staliśmy wtuleni w siebie, ale chciałam, żeby ta chwila nigdy się nie kończyła.
Jace pocałował mnie w czoło i powiedział.
- Znowu jesteśmy razem.
Teraz dotarła do mnie jedna ważna sprawa. Szybko odsunęłam się od niego.
- Jace ja...
Przerwało mi pukanie do drzwi. Mama poszła odtworzyć. Gdy wróciła do salonu, szła za nią pewna osoba. Justin zatrzymał się w drzwiach i patrzył to na mnie to na Jace'a.
Dwóch chłopaków, których kocham w jednym pomieszczeniu naraz. To może być straszne.
- Bridget, kto to jest? - Zapytał Jace.
- Mógłbym zapytać o to samo. - Odpowiedział mu chłodno Justin.
- Jestem jej chł...
- Przyjacielem. - W ostatniej chwili zdążyłam przerwać Jace'owi zanim powiedział to słowo do końca.
Podeszłam do Justin'a i pocałowałam go w usta. Kocham Jace i nigdy nie przestanę, ale teraz jestem z Justin'em.
Gdy zobaczyłam spojrzenie Jace, moje serce pękło na tysiąc kawałków. Widziałam w nim smutek, żal, a nawet złość.
- No tak, nie żyłem. Znalazłaś sobie nowego chłopaka. - Warknął i ruszył w kierunku drzwi.
- Jace, ale co ja miałam zrobić? Powiedzieli mi, że nie żyjesz. To co miałam całymi dniami nie wychodzić z domu i płakać do poduszki?
Zadziałało zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy. Zauważyłam w nich łzy.
- Nie wiem przepraszam. Co ja sobie myślałem. Że tak po prostu tutaj wrócę, a ty od razu rzucisz mi się w ramiona i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Spuścił głowę, a pojedyncze łzy kapały na podłogę.
Poczułam jak ktoś pcha mnie lekko w stronę Jace. Odwróciłam głowę i zauważyłam jak Justin uśmiecha się do mnie zachęcająco. Każdy normalny chłopak wściekł by się na Jace, ale nie Justin on jest inny i za to go kocham.
Otarłam kciukiem łzę z policzka Jace'a. On tylko popatrzył na mnie zdezorientowany. Nie dziwię mu się.
- To że mam chłopaka nie oznacza, że nie mogę się z tobą widywać. Możemy być przyjaciółmi. Tak jak kiedyś.
Twarz Jace'a jakby pojaśniała.
- Nowa osoba w naszym gronie nie zaszkodzi. - Justin stanął obok mnie i wyciągnął rękę w stronę Jace'a. Ten ją uścisnął i uśmiechnął się szczerze.

ღღღ

- Całkiem fajny ten twój kolega. - Powiedział Justin, gdy drzwi zamknęły już się za Jace'em i jego rodzicami. - Ale teraz mi to wszystko wyjaśnij.
Po kolei zaczęłam wszystko tłumaczyć, opowiedziała mu o Jace'ie, o tym że był moim chłopakiem, o wypadku, o tym, że jego rodzice powiedzieli mi, że on umarł, a tak naprawdę żył i był w szpitalu o tym, że uważałam jego śmierć za swoją winę i o tym, że dzisiaj zobaczyłam go po raz pierwszy od 4 lat. Nie ma to jak zobaczyć osobę, którą uważa się za zmarłą.
Justin słuchał uważnie, ale się nie odzywał. Gdy skończyłam mówić on przytulił mnie mocno i powiedział.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś. Przecież bym ci pomógł?
- Chciałam, ale nie potrafiłam.
Wiem, że na Justin'a zawsze mogę liczyć, tak samo jak kiedyś na Jace. Mam nadzieję, że jego powrót nie zepsuje moich relacji z Justin'em.
Czemu on nie mógł przyjechać jakieś 2 tygodnie wcześniej. Wtedy jeszcze nie byłam z Jus'em i wszystko było by łatwiejsze.
Jestem ciekawa reakcji Lily i Laury gdy zobaczą jutro Jace w szkole, ogólnie jestem ciekawa reakcji całej szkoły. Chociaż tal naprawdę nikt oficjalnie nie wiedział, że on nie żył, ale pewnie takie plotki były. Zawsze są.
- A właśnie, przecież za tydzień są twoje urodziny. Planujesz jakąś super imprezę? - Justin odsunął się ode mnie i poruszał teatralnie brwiami. Jestem mu wdzięczna, że postanowił zmienić temat naszej rozmowy.
- Pewnie Lily i Laura już coś wymyśliły.
Jak zawsze” pomyślałam. One zawsze planują jakąś niespodziankę. I zawsze jest to co innego. Ciekawe czym zaskoczą mnie w tym roku.

********************************************************************
Dedykuję ten rozdział moim przyjaciółką, które zawsze narzekają, że za długo piszę. Macie i się cieszcie :D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 15


*poniedziałek*

Nie mogę się skupić na lekcjach, cały czas myślę o tym strasznym wypadku. Czasami mam wrażenie, że widzę Jace na szkolnym korytarzu. Ale to nie możliwe, on przecież nie żyje.

Stałam przy swojej szafce i obracałam w rękach zdjęcie. Usłyszałam kroki za sobą i obróciłam głowę w tamtą stronę. Moje przyjaciółki stanęły obok mnie i popatrzyły na fotografie. Szybko ją odwróciłam, ale dziewczyny dobrze wiedziały, co na niej jest.
- Bridget, znowu? - Słyszałam współczucie w głosie Lily. Ona i Laura były ze mną tego wieczoru, były kiedy to się stało. Dzięki nim nie wpadłam w depresję.
- Przecież to było prawie 4 lata temu - Powiedziała Lura obejmując mnie ramieniem - musisz żyć dalej.
Wiem, że Laura ma rację, ale nie potrafię o tym zapomnieć. To będzie mnie prześladować do końca życie.
To zdjęcie Jace było zrobione dzień przed naszą całonocną imprezą, niestety ale skończyła się on szybciej i tragiczniej.
Dziewczyny mają rację, muszę zacząć żyć normalnie, bez obwiniania się o jego śmierć. Tak najwyraźniej miało być. Nie znasz dnia, ani godziny.
- Idziemy na stołówkę? - Zapytałam, chcą zmienić temat.
Ruszyłyśmy na stołówkę. Po drodze cały czas rozglądałam się, miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie i wiedzą o tym co wydarzyło się 4 lata temu. Rodzice Jace chcieli zachować śmierć ich syna w tajemnicy, wiedzieli o tym tylko osoby, które powinny wiedzieć, tylko rodzina i przyjaciele. Ale jednak nie mogłam obejść się myślą, że jednak cała szkoła się o tym dowiedziała.

Siedziałyśmy już przy naszym stałym stoliku. W naszej szkole panuje hierarchia popularności. Ci „najlepsi” mają stolik na samym środku stołówki, a dalsze stoliki należą do muzyków, świrów komputerowych, wieśniar, osób, które chcą być popularne i nas, czyli osób, które nie starają się o popularność, ale i tak wszyscy w szkole o nas mówią i chcą się nam upodobać.
Nagle poczułam, że jakieś ręce owijają się wokół mojej talii. Nie muszę nawet patrzeć, żeby wiedzieć kto to. Justin pocałował mnie w policzek i usiadł obok mnie.
- Co to za smutna mina? - Zapytał patrząc na mnie ze zdziwieniem w oczach. Nie dziwię mu się, jeszcze w sobotę tryskałam radością, a teraz nie mam siły nawet się uśmiechnąć.
- A tak jakoś.
Nie potrafię mu tego teraz powiedzieć, może kiedyś ale nie teraz.

*2 godziny później*

- Mamo, jestem!
Weszłam do domu, ściągnęłam moją kurtkę i buty,
- Jestem w salonie, chodź tutaj.
Poszłam do mamy i na widok jaki zobaczyłam w salonie stanęłam jak wryta. Na kanapie siedział nie kto inny jak Ben i Veronica, rodzice Jace. Tylko co oni tutaj robią.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać Bridget. - Zaczęła Veronica. A ja dalej stałam wpatrując się w nich.
- Ja chciałem. - Usłyszałam jakiś głos za sobą, nie, nie jakiś tylko głos, który znałam kiedyś bardziej niż swój, głos, który usłyszałam po raz ostatni 4 lata temu.
Jonathan.

********************************************************************

I jest rozdział :D Przy ostatnim było całkiem dużo komentarzy, więc dziękuję. Jak myślicie to jawa, czy sen? Przy tym rozdziale proszę minimum 10 komentarzy.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 14

Because I’m happy
Clap along if you feel like a room without a roof
Because I’m happy
Clap along if you feel like happiness is the truth
Because I’m happy
Clap along if you know what happiness is to you
Because I’m happy
Clap along if you feel like that’s what you want to do”

Czasami człowiek jest tak szczęśliwy, że nic, ani nikt nie może nam tego szczęścia odebrać. Chce się krzyczeć, śmiać, skakać, wszystko naraz. To szczęście przepełnia całe nasze ciało, nasze serce, nasz mózg. Myśli się tylko o tym co daje man to szczęście. Żadne złe wspomnienia nie potrafią zepsuć tych chwili, w których człowiek jest szczęśliwy. Lecz jest jedna rzecz, która ma taką niszczycielską siłę. Śmierć.

Po wyjściu Justin'a postanowiłam pójść na strych, poszukać więcej ubrań od mojej mamy. Znałam na strychu każdy kąt, nikt nie mógłby mnie tutaj zamknąć bo znam nawet kilka tajemnych przejść do innych pokoi. Sprawdzałam po kolei każde pudło, każdą skrzynie, ale nie znalazłam tego czego szukałam. Na samym środku pokoju leżało jakieś znajome pudełko. Nie wiedziałam skąd je znam, powoli do niego podeszłam i je otworzyłam. W środku były zdjęcia cała masa zdjęć. Całe szczęście odpłynęło nagle, a zastąpił je smutek. Ja już nigdy nie chciałam oglądać tych zdjęcia. Moja mama powiedziała, że je spali. Po co je tutaj schowała. Zrobiła to specjalnie żebym je zobaczyła. Nienawidzę jej. Nienawidzę tych fotografii. Nienawidzę dnia, w którym to się stało. I nagle wszystko zaczęło pojawiać mi się w pamięci. Nasza wycieczka, ognisko, alkohol, ja, ty, motor, jeleń, potem ciemność, krzyk i dźwięk tłuczonego szkła, metalu, twoich kości.
- Bridget!
Usłyszałam wołanie mojej mamy, ale nie potrafiłam się poruszyć, nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Wpatrywałam się w zdjęcie, które trzymałam w dłoni. Kciukiem głaskałam głowę chłopaka z fotografii. Był taki szczęśliwy, uśmiechnięty, a godzinę później, jego usta były wykrzywione w dziwny grymas. Ciekła z nich strużka krwi, a ja nic nie mogłam na to poradzić, nie mogłam nic zrobić.
- Bridget! Gdzie ty jesteś?
Kolejne wołanie mojej mamy. Ale ja dalej nie mogłam się ruszyć, jakbym przeniosła się w czasie.
Siedziałam wpatrując się w ogień, w gałęzie, które po kolei stawały w płomieniach, a po chwili zostawała z nich tylko kupka proszku. Poczułam, że ktoś owija swoje ręce na mojej talii, odwróciłam głowę i spojrzałam prosto w twoje śliczne błękitne oczy. Uśmiechnąłeś się do mnie i pomogłeś mi wstać. Wszyscy już na nas czekali. Wsiadłam z tobą na twój motor, ruszyłeś, a ja objęłam cię w pasie, żeby nie spaść.
Jechałeś szybko, jak zawsze, ale dzisiaj to już przesadzałeś. Powiedziałam ci zwolnij. Reszta została z tyłu. Ty tylko popatrzyłeś na mnie i uśmiechnąłeś się. Jechałeś dalej, coraz szybciej. Próbowałam się rozluźnić, ale nie mogłam. Czułam, że stanie się coś co odmieni nasze życie. Nie myliłam się. Nagle na jezdnię, prosto pod nasze koła, wbiegł jeleń. Próbowałeś hamować, straciłeś panowanie nad motorem, krzyknęłam i zeskoczyłam z niego. Usłyszałam huk. Dźwięk tłuczonego szkła, metalu i twoich kości. Mi udało się uratować, ty zostałeś na motorze. Miałeś tylko 15 lat. Nie wiedziałam co robić. Przyjechała reszta. Szukaliśmy ciebie. I znaleźliśmy, lecz nie chcę pamiętać tego jak wyglądałeś. Wezwaliśmy pomoc. Zabrali cię. I już nigdy nie oddali.
- Bridget! - Moja mama zawołała po raz trzeci i weszła na strych. - O tu jesteś.
Popatrzyła na mnie a następnie na pudło leżące przede mną. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Kochanie, już się tym nie przejmuj. To było dawno. Jace na pewno by chciał, żebyś była szczęśliwa.

Ale jak mogę być szczęśliwa. Jechaliśmy na tym samy motorze. Mi się nic nie stało, myślałam tylko o sobie, zeskoczyłam, zamiast zostać z nim. Ale mogłam mu powiedzieć, żeby też skoczył. Ja przeżyłam, on nie. 

********************************************************************
Więc długo mnie nie było. Nie miałam weny twórczej, ale wy jakoś strasznie nie tęskniliście. Tak przed świętami trochę zasmucam tym rozdziałem. Jak myślcie kim był Jace, i kim był dla Bridget. A jeszcze jedno WESOŁYCH ŚWIĄT. <3

CZYTASZ = KOMENTUJESZ