Bridget
-
Scooter! Postaw mnie w tej chwili! - Krzyczałam i waliłam go po
plecach z całych sił. Co on sobie myśli, że może mnie tak po
prostu oderwać od Justin'a i zabrać nie wiadomo gdzie?
Chłopak
w końcu postawił mnie na ziemi, ale niestety nie tak jak sobie tego
życzyłam. Pchnął mnie plecami na szafki a sam przywarł do mnie
ciałem trzymając moje nadgarstki.
-
Posłuchaj zdziro! - Warknął na mnie, a ja poczułam nieprzyjemny
dreszcz na plecach. Chyba nie zrobi mi krzywdy? Bo przecież ciągle
jesteśmy w szkole. A skoro o niej mowa gdzie są nauczyciele? Nigdy
ich nie ma kiedy są potrzebni, a zjawiają się wtedy kiedy ty
najbardziej tego nie chcesz.
-
Przez jakiś czas myślałem, że jesteś całkiem fajna. No ale się
myliłem.
-
No widzisz obydwoje się rozczarowaliśmy. - Prychnęłam i
przewróciłam oczami, przez co jeszcze bardziej go zdenerwowałam.
Mocniej ścisnął mi nadgarstki, aż pisnęłam i posłał mi
mordercze spojrzenie.
-
Uważaj na siebie, bo może spotka cię całkiem przypadkiem jakiś
nieszczęśliwy wypadek. - Powiedział przez zęby po czym puścił
moje nadgarstki i odszedł.
Stałam
tak oszołomiona nie wiedząc co o tym myśleć. Czy on mi groził?
Boże, a jednak najlepszy sen może okazać się najgorszym
koszmarem. Ale nawet w takich złych chwilach jest coś, albo ktoś
kto może cię pocieszyć. A właśnie, gdzie jest Justin?
-
Bridget? - Usłyszałam cichy głos Lily, a potem ujrzałam ją całą.
Rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Również ją
objęłam.
-
Na całe szczęście jesteś cała. - Lily uspokajając gładziła
mnie po plecach, nie wiem czemu ale od takiego ruchu od razu się
rozluźniam.
-
Gdzie jest Laura i Justin? - Musiałam ją o to spytać. To nie da mi
spokoju.
-
U pielęgniarki.
Odsunęłam
się od niej i popatrzyłam na nią zdezorientowana.
-
U pielęgniarki, dlaczego? - Nie czekając na odpowiedź pobiegłam w
stronę gabinetu medycznego. U nas w szkole jest jeden i każdy
dobrze wie gdzie. Wpadłam do środka jak opętana, strasząc
wszystkie osoby znajdujące się w środku. Zauważyłam Laurę
stojącą z boku i ucieszyłam się, że jej nic nie jest, ale
zostaje jeszcze Justin. On siedział na kozetce i przykładał lód
do tylu głowy. Nie zwracając uwagi na pielęgniarkę usiadłam obok
niego i mocno przytuliłam.
-
Co ci się stało? - Zapytałam nie odrywając się od niego.
-
Gdy Scooter cię zabrał chciałem biec za tobą, ale jego kumple mi
na to nie pozwolili i któryś z nich walną mi czymś w głowę. -
Justin powiedział to z takim spokojem, że przez chwile
zastanawiałam się czy to uderzenie mu nie poprzestawiało tam
czegoś.
Najpierw
się bałam Sooter'a, ale teraz jestem na niego wściekła co on
sobie wyobraża.
Odsunęłam
się od Justina, powiedziałam, że muszę coś załatwić i wyszłam
z gabinetu.
-
Jeśli myślisz, że pozwolimy ci iść samej „coś załatwić”
to się grubo mylisz – Laura i Lily stały za mną z rękami
skrzyżowanymi na piersi. One zawsze wiedzą, że w moich ustach
słowo - idę coś załatwić - oznacza kłopoty.
-
Dobra chodźcie – Ruszyłam dalej razem z nimi na parking. Bo jak
znam życie i Scooter'a to pewnie teraz siedzi w swoim zajebistym
samochodzie i chce się urwać ze szkoły z satysfakcją, że może
sobie tak bezkarnie grozić każdej dziewczynie. Oj nie!
Gdy
dotarłyśmy do drzwi szkoły powiedziałam dziewczyną, że mają
tutaj zostać. Jeśli Scooter się wkurzy oberwę tylko ja, a nie
one.
Tak
jak przewidywałam chłopak stał przy swoim wozie i rozmawiał ze
swoją „świtą”. Jak się dowiem, który walnął Justin'a to
chyba go zabiję. Ale najpierw trzeba się zająć Scooter'em.
-
Przepraszam bardzo panów, ale nie widzieliście takiego wielkiego,
napakowanego gościa, który przeleciał już chyba każdą laskę w
tej szkole i uważa, że jest królem świata? - Udawałam, że
jestem jakąś zagubioną turystko. Tylko, że ja nie szukam drogi
tylko kłopotów.
Wszyscy
spojrzeli na mnie, a w oczach Scooter'a zobaczyłam strach, niechęć,
nie wiem nie potrafię go rozszyfrować. Ale na pewno go zaskoczyłam.
-
O Scooter! - Udawałam uśmiech – Właśnie ciebie szukam.
-
Widzę, że nie dałem ci dostatecznie złej nauczki, ale spokojnie
to się wkrótce zmieni. - Scooter powiedział to tym swoim
szyderczym głosem. Ale się boję. Po prostu sikam ze strachu
(czujecie ten sarkazm).
-
Nie to ja przyszłam ci dać pewną lekcję. Masz się odwalić od
moich przyjaciół! To że jesteś kapitanem drużyny bejsbolowej nie
robi z ciebie króla naszej szkoły! Więc schowaj swoją dumę do
kieszeni i się ogarnij.
Wszyscy
chłopcy patrzeli na mnie z niedowierzaniem. Nie mieli pojęcia co
odpowiedzieć. A ja tylko się uśmiechnęłam, obróciłam na pięcie
i ruszyłam do szkoły. Załatwić Scooter'a – JEST.