Czasami nasze życie wydaje się idealne... Racja wydaje, ponieważ nigdy nie będzie idealne

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 9

Bridget
- Scooter! Postaw mnie w tej chwili! - Krzyczałam i waliłam go po plecach z całych sił. Co on sobie myśli, że może mnie tak po prostu oderwać od Justin'a i zabrać nie wiadomo gdzie?
Chłopak w końcu postawił mnie na ziemi, ale niestety nie tak jak sobie tego życzyłam. Pchnął mnie plecami na szafki a sam przywarł do mnie ciałem trzymając moje nadgarstki.
- Posłuchaj zdziro! - Warknął na mnie, a ja poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach. Chyba nie zrobi mi krzywdy? Bo przecież ciągle jesteśmy w szkole. A skoro o niej mowa gdzie są nauczyciele? Nigdy ich nie ma kiedy są potrzebni, a zjawiają się wtedy kiedy ty najbardziej tego nie chcesz.
- Przez jakiś czas myślałem, że jesteś całkiem fajna. No ale się myliłem.
- No widzisz obydwoje się rozczarowaliśmy. - Prychnęłam i przewróciłam oczami, przez co jeszcze bardziej go zdenerwowałam. Mocniej ścisnął mi nadgarstki, aż pisnęłam i posłał mi mordercze spojrzenie.
- Uważaj na siebie, bo może spotka cię całkiem przypadkiem jakiś nieszczęśliwy wypadek. - Powiedział przez zęby po czym puścił moje nadgarstki i odszedł.
Stałam tak oszołomiona nie wiedząc co o tym myśleć. Czy on mi groził? Boże, a jednak najlepszy sen może okazać się najgorszym koszmarem. Ale nawet w takich złych chwilach jest coś, albo ktoś kto może cię pocieszyć. A właśnie, gdzie jest Justin?
- Bridget? - Usłyszałam cichy głos Lily, a potem ujrzałam ją całą. Rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Również ją objęłam.
- Na całe szczęście jesteś cała. - Lily uspokajając gładziła mnie po plecach, nie wiem czemu ale od takiego ruchu od razu się rozluźniam.
- Gdzie jest Laura i Justin? - Musiałam ją o to spytać. To nie da mi spokoju.
- U pielęgniarki.
Odsunęłam się od niej i popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- U pielęgniarki, dlaczego? - Nie czekając na odpowiedź pobiegłam w stronę gabinetu medycznego. U nas w szkole jest jeden i każdy dobrze wie gdzie. Wpadłam do środka jak opętana, strasząc wszystkie osoby znajdujące się w środku. Zauważyłam Laurę stojącą z boku i ucieszyłam się, że jej nic nie jest, ale zostaje jeszcze Justin. On siedział na kozetce i przykładał lód do tylu głowy. Nie zwracając uwagi na pielęgniarkę usiadłam obok niego i mocno przytuliłam.
- Co ci się stało? - Zapytałam nie odrywając się od niego.
- Gdy Scooter cię zabrał chciałem biec za tobą, ale jego kumple mi na to nie pozwolili i któryś z nich walną mi czymś w głowę. - Justin powiedział to z takim spokojem, że przez chwile zastanawiałam się czy to uderzenie mu nie poprzestawiało tam czegoś.
Najpierw się bałam Sooter'a, ale teraz jestem na niego wściekła co on sobie wyobraża.
Odsunęłam się od Justina, powiedziałam, że muszę coś załatwić i wyszłam z gabinetu.
- Jeśli myślisz, że pozwolimy ci iść samej „coś załatwić” to się grubo mylisz – Laura i Lily stały za mną z rękami skrzyżowanymi na piersi. One zawsze wiedzą, że w moich ustach słowo - idę coś załatwić - oznacza kłopoty.
- Dobra chodźcie – Ruszyłam dalej razem z nimi na parking. Bo jak znam życie i Scooter'a to pewnie teraz siedzi w swoim zajebistym samochodzie i chce się urwać ze szkoły z satysfakcją, że może sobie tak bezkarnie grozić każdej dziewczynie. Oj nie!
Gdy dotarłyśmy do drzwi szkoły powiedziałam dziewczyną, że mają tutaj zostać. Jeśli Scooter się wkurzy oberwę tylko ja, a nie one.
Tak jak przewidywałam chłopak stał przy swoim wozie i rozmawiał ze swoją „świtą”. Jak się dowiem, który walnął Justin'a to chyba go zabiję. Ale najpierw trzeba się zająć Scooter'em.
- Przepraszam bardzo panów, ale nie widzieliście takiego wielkiego, napakowanego gościa, który przeleciał już chyba każdą laskę w tej szkole i uważa, że jest królem świata? - Udawałam, że jestem jakąś zagubioną turystko. Tylko, że ja nie szukam drogi tylko kłopotów.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a w oczach Scooter'a zobaczyłam strach, niechęć, nie wiem nie potrafię go rozszyfrować. Ale na pewno go zaskoczyłam.
- O Scooter! - Udawałam uśmiech – Właśnie ciebie szukam.
- Widzę, że nie dałem ci dostatecznie złej nauczki, ale spokojnie to się wkrótce zmieni. - Scooter powiedział to tym swoim szyderczym głosem. Ale się boję. Po prostu sikam ze strachu (czujecie ten sarkazm).
- Nie to ja przyszłam ci dać pewną lekcję. Masz się odwalić od moich przyjaciół! To że jesteś kapitanem drużyny bejsbolowej nie robi z ciebie króla naszej szkoły! Więc schowaj swoją dumę do kieszeni i się ogarnij.

Wszyscy chłopcy patrzeli na mnie z niedowierzaniem. Nie mieli pojęcia co odpowiedzieć. A ja tylko się uśmiechnęłam, obróciłam na pięcie i ruszyłam do szkoły. Załatwić Scooter'a – JEST. 


piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 8

- Kochanie wstawaj – Usłyszałam głos mojej mamy za drzwi. Tak ona zawsze musi mnie budzić do szkoły ponieważ moje budziki są za słabe. Usłyszy je moja mama z drugiego końca domu, a ja nie.
- Dobrze wstaję – Podniosłam się z mojego łóżka i podeszłam do mojej szafy. Co dzisiaj założyć? Wiem! Wyjęłam moje czerwone rurki w czarną kratę (Kocham je) i czarną bluzkę z napisem „Music is my boyfriend”. I weszłam do łazienki. Mimo że mieszkam tylko z mamą i tak mamy osobne łazienki.
Po 10 minutach zeszłam na dół do kuchni, gdzie przywitała mnie moja mama szerokim uśmiechem.
- Zrobiłam ci tosty. Wyciągnij sobie z szafki co chcesz, dżem czy nutelle- Oznajmiła. No oczywiście, że nutelle! Uwielbiam jeść nutelle. Mogę ją pochłaniać. Nutella! Tak wiem mam obsesję na punkcie nutelli.
- Co ty taka rozradowana?- Mama spojrzała na mnie podejrzliwie.
- A czemu mam być smutna? Cieszę się życiem. – Uśmiechnęłam się do niej szeroko i zaczęłam smarować moje tosty.
Gdy skończyłam śniadanie pobiegłam do mojego pokoju po moją torbę i telefon. Pożegnałam się z mamą, ubrałam moją kurtkę dżinsową, czarne vansy i byłam gotowa do wyjścia.
- Podwieźć cię? - Mama stanęła w drzwiach kuchni z szmatką w ręce.
- Nie dzięki pojadę autobusem – Ostatni raz się do niej uśmiechnęłam i wyszłam z domu. Przystanek jest dość blisko. Ale dziwiło mnie to, że nie widziałam po drodze ani jednej żywej duszy. Dziwne!? Stałam na przystanku i czekałam na mój autobus. Gdy usłyszałam jakieś ciche kroki, ale nie ludzkie tylko bardziej jakiegoś zwierzaka. Spojrzałam w kierunku odgłosów i zobaczyłam wielkiego czarnego psa, z pianą cieknącą z pyska. Nienawidzę psów, a zwłaszcza takich z wścieklizną. Stałam spokojnie nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Może sobie pójdzie.
Ale on zaczął się do mnie zbliżać. Fuck! Był coraz bliżej, gdy na przystanek podjechał mój autobus. Szybko do niego wsiadłam, nie oglądając się nawet na tego strasznego psa. Kierowca zamknął drzwi, a to straszydło tylko stało na przystanku i szczekało jak najęte. Huu. Ulżyło mi.
Wysiadłam na przystanku przed nasza szkoła i ruszyłam parkingiem do głównego wejścia. Wokół siebie słyszałam same szepty, ale nie zwracałam na nie uwagi. Rozglądałam się za dobrze mi już znanym autem Justin'a. Teraz chciałam tylko zobaczyć jego piękny uśmiech, czekoladowe oczy i zawsze idealnie ułożone włosy.
Czy można się zakochać w chłopaku po niecałym tygodniu znajomości?
- Hej laska ile bierzesz za godzinę? - Usłyszałam czyjś krzyk za mną. Szybko się obróciłam, a za mną stała grupka chłopaków z bananami na twarzy.
- Słucham? - Patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Nie słucham, bo cię wyrucham. A sory i tak to zrobię! - Odezwał się inny chłopak z tej „bandy”. A wyraz mojej twarzy zmienił się z zdziwionej na złą.
- O co wam do cholery chodzi? - Wrzasnęłam tak, że większość osób stojących na parkingu spojrzała w moją stronę.
- Bridget! Chodź tutaj. - Laura i Lily stały na schodach przed wejściem do szkoły i patrzyły na mnie z żalem w oczach. O co wszystkim dzisiaj chodzi?
Szybko do nich pobiegłam, chciałam się już uwolnić od tych palantów. Lily mocno mnie przytuliła, a zaraz po niej Laura i tak stałyśmy przed drzwiami w jednym wielkim uścisku.
- No dobra koniec tych czułości i dowiem się w końcu o co wszystkim dzisiaj chodzi? - Uwolniłam się od nich i czekałam na jakieś wyjaśnienia.
- No... bo... - Zaczęła Lily- Scooter powiedział wszystkim, że wynajął cię na imprezę jako swoją „towarzyszkę” i jesteś ciałkiem niezła w te klocki – Dokończyła na jednym tchu.
Moja szczęka opadła mi do kolan, a ja patrzyłam na moją przyjaciółkę jakby mówiła po chińsku.
Mój umysł przetwarzał właśnie zdobyte informację. A więc taką zemstę wymyślił sobie Scooter. A słaba. Ja już mu pokarzę. Natychmiast się uśmiechnęłam i ruszyłam przez wejście wzdłuż całego szkolnego korytarza w stronę do mojej szafki.
Lily i Laura bez słowa szły za mną. Wszyscy uczniowie naszej szkoły patrzyli na mnie jak na dziwkę, którą zrobił mnie Scooter. Spokojnie na przerwie obiadowej zobaczymy kto będzie się wtedy śmiał. Wyjęłam potrzebne mi książki i jak nigdy nic ruszyłam do swojej klasy.


***

I czas zacząć mój wielki plan. Weszłam na stołówkę pewna siebie z wysoko uniesioną głową. Bardzo dobrze wiem gdzie Scooter siedzi i od razu ruszyłam w tamtą stronę. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. I tak ma być.
Usiadłam na stoliku naprzeciwko Scooter'a, a on spojrzał na mnie na początku nie pewnie. Jednak po chwili zrobił równie pewną minę jak moją.
- No hej skarbie – Uśmiechnęłam się do niego szyderczo i przejechałam opuszkami palców po jego policzku.
- No cześć kicia – Scooter położył swoją dłoń na moim udzie. Mój pierwszy odruch był taki, żeby ją odepchnąć, ale wtedy mój plan by się nie udał.
- To może powtórzymy sobotni wieczór? - Moja dłoń zjechała niżej do jego szyi.
- Bardzo chętnie – Przybliżył swoją twarz tak blisko mojej, że dzieliły je tylko centymetry.
- Okey – Machnęłam rękami i wstałam ze stolika. Ruszyłam na środek stołówki krzycząc i gestykulując rękami.
- No to ty teraz do mnie podejdź złap mnie w pasie i żuć mnie na ten stolik. Posłuży nam za łóżko. Potem całuj mnie jak nie normalny, a ja kopnę cię prosto w jaja i zwijaj się z bólu przez kolejne 10 minut. - Gdy skończyłam już opowiadanie prawdziwej historii z sobotniego wieczoru, oczy wszystkich gapiów nie były skierowane na mnie tylko na czerwonego jak burak Scooter'a. Ha i co ze mną się nie zadziera.

Justin

- Co się dzieję – Wszedłem na stołówkę i podszedłem do Lily i Laury.
- Bridget robi pośmiewisko ze Scooter'a po tym jak naopowiadał całej szkole, że ona jest dziwką i wynajął ją sobie na imprezę.
Gdy tylko pomyślałem o tej imprezie przypomniałem sobie Bridget pędzącą prosto na mnie. A potem naszą zabawę na plaży. A jednak ta dziewczyna też ma swój ostry charakterek. Chwila!? Co!? Nazwał ją dziwką?! O ja mu pokażę.
- A ja kopnę cię prosto w jaja i zwijaj się z bólu przez kolejne 10 minut. - Usłyszałem tylko końcówkę jej „przemowy”, ale i tak znam cały jej początek więc postanowiłem jej pomóc.
- Bridget, a ja gdzie mam stać, tu może być? No to teraz biegnij, ja cię złapię, zatrzymam i razem odjedziemy moim samochodem. - Stałem z otwartymi ramionami jakieś 3 metry od Bridget, a ta śmiała się i pobiegła prosto na mnie. Wpadła mi w ramiona i mocną ją przytuliłem. Przez tłum na stołówce przebiegło głośne „Oooooooo jacy oni słodcy”.
Schowałem głowę w jej włosach, a ona swoją w zagłębieniu mojej szyi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, po pewnym czasie usłyszałem ciężkie kroki i ktoś oderwał ode mnie Bridget. Scooter przerzucił ją sobie przez ramię i zmierzał do wyjścia ze stołówki. Od razu pobiegłem za nim, ale jego kumple mnie zatrzymali. Nagle poczułem ostry ból z tyłu głowy... i ciemność.