Czasami nasze życie wydaje się idealne... Racja wydaje, ponieważ nigdy nie będzie idealne

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 8

- Kochanie wstawaj – Usłyszałam głos mojej mamy za drzwi. Tak ona zawsze musi mnie budzić do szkoły ponieważ moje budziki są za słabe. Usłyszy je moja mama z drugiego końca domu, a ja nie.
- Dobrze wstaję – Podniosłam się z mojego łóżka i podeszłam do mojej szafy. Co dzisiaj założyć? Wiem! Wyjęłam moje czerwone rurki w czarną kratę (Kocham je) i czarną bluzkę z napisem „Music is my boyfriend”. I weszłam do łazienki. Mimo że mieszkam tylko z mamą i tak mamy osobne łazienki.
Po 10 minutach zeszłam na dół do kuchni, gdzie przywitała mnie moja mama szerokim uśmiechem.
- Zrobiłam ci tosty. Wyciągnij sobie z szafki co chcesz, dżem czy nutelle- Oznajmiła. No oczywiście, że nutelle! Uwielbiam jeść nutelle. Mogę ją pochłaniać. Nutella! Tak wiem mam obsesję na punkcie nutelli.
- Co ty taka rozradowana?- Mama spojrzała na mnie podejrzliwie.
- A czemu mam być smutna? Cieszę się życiem. – Uśmiechnęłam się do niej szeroko i zaczęłam smarować moje tosty.
Gdy skończyłam śniadanie pobiegłam do mojego pokoju po moją torbę i telefon. Pożegnałam się z mamą, ubrałam moją kurtkę dżinsową, czarne vansy i byłam gotowa do wyjścia.
- Podwieźć cię? - Mama stanęła w drzwiach kuchni z szmatką w ręce.
- Nie dzięki pojadę autobusem – Ostatni raz się do niej uśmiechnęłam i wyszłam z domu. Przystanek jest dość blisko. Ale dziwiło mnie to, że nie widziałam po drodze ani jednej żywej duszy. Dziwne!? Stałam na przystanku i czekałam na mój autobus. Gdy usłyszałam jakieś ciche kroki, ale nie ludzkie tylko bardziej jakiegoś zwierzaka. Spojrzałam w kierunku odgłosów i zobaczyłam wielkiego czarnego psa, z pianą cieknącą z pyska. Nienawidzę psów, a zwłaszcza takich z wścieklizną. Stałam spokojnie nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Może sobie pójdzie.
Ale on zaczął się do mnie zbliżać. Fuck! Był coraz bliżej, gdy na przystanek podjechał mój autobus. Szybko do niego wsiadłam, nie oglądając się nawet na tego strasznego psa. Kierowca zamknął drzwi, a to straszydło tylko stało na przystanku i szczekało jak najęte. Huu. Ulżyło mi.
Wysiadłam na przystanku przed nasza szkoła i ruszyłam parkingiem do głównego wejścia. Wokół siebie słyszałam same szepty, ale nie zwracałam na nie uwagi. Rozglądałam się za dobrze mi już znanym autem Justin'a. Teraz chciałam tylko zobaczyć jego piękny uśmiech, czekoladowe oczy i zawsze idealnie ułożone włosy.
Czy można się zakochać w chłopaku po niecałym tygodniu znajomości?
- Hej laska ile bierzesz za godzinę? - Usłyszałam czyjś krzyk za mną. Szybko się obróciłam, a za mną stała grupka chłopaków z bananami na twarzy.
- Słucham? - Patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Nie słucham, bo cię wyrucham. A sory i tak to zrobię! - Odezwał się inny chłopak z tej „bandy”. A wyraz mojej twarzy zmienił się z zdziwionej na złą.
- O co wam do cholery chodzi? - Wrzasnęłam tak, że większość osób stojących na parkingu spojrzała w moją stronę.
- Bridget! Chodź tutaj. - Laura i Lily stały na schodach przed wejściem do szkoły i patrzyły na mnie z żalem w oczach. O co wszystkim dzisiaj chodzi?
Szybko do nich pobiegłam, chciałam się już uwolnić od tych palantów. Lily mocno mnie przytuliła, a zaraz po niej Laura i tak stałyśmy przed drzwiami w jednym wielkim uścisku.
- No dobra koniec tych czułości i dowiem się w końcu o co wszystkim dzisiaj chodzi? - Uwolniłam się od nich i czekałam na jakieś wyjaśnienia.
- No... bo... - Zaczęła Lily- Scooter powiedział wszystkim, że wynajął cię na imprezę jako swoją „towarzyszkę” i jesteś ciałkiem niezła w te klocki – Dokończyła na jednym tchu.
Moja szczęka opadła mi do kolan, a ja patrzyłam na moją przyjaciółkę jakby mówiła po chińsku.
Mój umysł przetwarzał właśnie zdobyte informację. A więc taką zemstę wymyślił sobie Scooter. A słaba. Ja już mu pokarzę. Natychmiast się uśmiechnęłam i ruszyłam przez wejście wzdłuż całego szkolnego korytarza w stronę do mojej szafki.
Lily i Laura bez słowa szły za mną. Wszyscy uczniowie naszej szkoły patrzyli na mnie jak na dziwkę, którą zrobił mnie Scooter. Spokojnie na przerwie obiadowej zobaczymy kto będzie się wtedy śmiał. Wyjęłam potrzebne mi książki i jak nigdy nic ruszyłam do swojej klasy.


***

I czas zacząć mój wielki plan. Weszłam na stołówkę pewna siebie z wysoko uniesioną głową. Bardzo dobrze wiem gdzie Scooter siedzi i od razu ruszyłam w tamtą stronę. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. I tak ma być.
Usiadłam na stoliku naprzeciwko Scooter'a, a on spojrzał na mnie na początku nie pewnie. Jednak po chwili zrobił równie pewną minę jak moją.
- No hej skarbie – Uśmiechnęłam się do niego szyderczo i przejechałam opuszkami palców po jego policzku.
- No cześć kicia – Scooter położył swoją dłoń na moim udzie. Mój pierwszy odruch był taki, żeby ją odepchnąć, ale wtedy mój plan by się nie udał.
- To może powtórzymy sobotni wieczór? - Moja dłoń zjechała niżej do jego szyi.
- Bardzo chętnie – Przybliżył swoją twarz tak blisko mojej, że dzieliły je tylko centymetry.
- Okey – Machnęłam rękami i wstałam ze stolika. Ruszyłam na środek stołówki krzycząc i gestykulując rękami.
- No to ty teraz do mnie podejdź złap mnie w pasie i żuć mnie na ten stolik. Posłuży nam za łóżko. Potem całuj mnie jak nie normalny, a ja kopnę cię prosto w jaja i zwijaj się z bólu przez kolejne 10 minut. - Gdy skończyłam już opowiadanie prawdziwej historii z sobotniego wieczoru, oczy wszystkich gapiów nie były skierowane na mnie tylko na czerwonego jak burak Scooter'a. Ha i co ze mną się nie zadziera.

Justin

- Co się dzieję – Wszedłem na stołówkę i podszedłem do Lily i Laury.
- Bridget robi pośmiewisko ze Scooter'a po tym jak naopowiadał całej szkole, że ona jest dziwką i wynajął ją sobie na imprezę.
Gdy tylko pomyślałem o tej imprezie przypomniałem sobie Bridget pędzącą prosto na mnie. A potem naszą zabawę na plaży. A jednak ta dziewczyna też ma swój ostry charakterek. Chwila!? Co!? Nazwał ją dziwką?! O ja mu pokażę.
- A ja kopnę cię prosto w jaja i zwijaj się z bólu przez kolejne 10 minut. - Usłyszałem tylko końcówkę jej „przemowy”, ale i tak znam cały jej początek więc postanowiłem jej pomóc.
- Bridget, a ja gdzie mam stać, tu może być? No to teraz biegnij, ja cię złapię, zatrzymam i razem odjedziemy moim samochodem. - Stałem z otwartymi ramionami jakieś 3 metry od Bridget, a ta śmiała się i pobiegła prosto na mnie. Wpadła mi w ramiona i mocną ją przytuliłem. Przez tłum na stołówce przebiegło głośne „Oooooooo jacy oni słodcy”.
Schowałem głowę w jej włosach, a ona swoją w zagłębieniu mojej szyi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, po pewnym czasie usłyszałem ciężkie kroki i ktoś oderwał ode mnie Bridget. Scooter przerzucił ją sobie przez ramię i zmierzał do wyjścia ze stołówki. Od razu pobiegłem za nim, ale jego kumple mnie zatrzymali. Nagle poczułem ostry ból z tyłu głowy... i ciemność.


7 komentarzy: